Terroryzm „przez pocztę”. Jakie bomby można wysłać kurierem?

Okazuje się, że można wysłać bombę rurową, brokatową, a nawet termojądrową. Najsłynniejszym ładunkiem wybuchowym wysyłanym pocztą były drewniane skrzyneczki z inicjałami FC (Freedom Club). Przez blisko 20 lat nadawał je Ted Kaczynski – najsłynniejszy terrorysta „pocztowy” w historii. Od schwytania Kaczynskiego minęło ćwierć wieku. Czy dzisiaj równie łatwo można wysłać kurierem ładunek wybuchowy?

Odpowiedź jest zwięzła: tak, nie ma problemu z wysłaniem ładunku wybuchowego paczką kurierską. Szczególnie wtedy, gdy paczka w czasie transportu nie przekracza żadnych granic. Dlaczego tak się dzieje?

Kto, kiedy i gdzie sprawdza paczki?

Wszyscy wiemy, że w transporcie morskim i lotniczym paczki oraz bagaże przechodzą obowiązkowe prześwietlenia przy użyciu metod podobnych do prześwietleń klatki piersiowej lub innych części ludzkiego ciała. Każdy podejrzany przedmiot może stać się powodem do bezpośredniej rewizji zawartości paczki czy walizki. Skanowaniu podlega zarówno bagaż podręczny, jak tez przesyłki i bagaże trafiające do luku bagażowego. Przemycenie bomby do samolotu czy na statek jest więc siłą rzeczy dość trudne. Przynajmniej wtedy, gdy chodzi o bomby tradycyjne. Materiał wybuchowy i zapalnik tworzą układ elementów, który stosunkowo łatwo wykryć. O wiele łatwiej ukryć i przeprowadzić przez kontrolę składniki na bombę. Od lat krążą też plotki o tzw. bombach odzieżowych: podobno nasączone odpowiednim preparatem ubranie staje się gotowym do zdetonowania ładunkiem wybuchowym. Kłopot w tym, że ktoś go musi mieć na sobie…

Znacznie łatwiejsze jest nadanie paczki z bombą w transporcie lądowym, szczególnie wtedy, gdy przesyłka nie pokonuje żadnych granic, na których instalowane są odpowiednie urządzenia skanujące. Możemy umieścić w paczce dowolny przedmiot i być pewni, że – jeżeli nie wzbudzi on podejrzeń kuriera (nadmierną wagą, przemieszczaniem się ładunku wewnątrz paczki, wyciekiem czy nietypowym zapachem) – przesyłka zostanie odebrana i ruszy w trasę. Bomba może zostać wykryta w sortowni, lecz jest to ciągle mało prawdopodobne. Skanowanie każdej sortowanej przesyłki byłoby nie tylko bardzo drogie, ale też czasochłonne – opóźnienia osłabiałyby konkurencyjność firmy. Niekiedy kurierów wyręczają służby celne, wyposażone w przenośne skanery, ale są to działania obejmujące znikomą liczbę przesyłek.

Bomba dla Obamy

O tym, jak łatwo dostarczyć komuś bombę pocztą, najlepiej świadczy seria wypadków, jakie miały miejsce w 2018 r. w USA. Przesyłki zawierające tzw. bomby rurowe dotarły bez większych problemów do prywatnej posiadłości Baracka Obamy oraz do Hillary i Billa Clintonów. Jedna koperta z bombą przeznaczona była dla redakcji telewizji CNN.

Bomby ostatecznie nie wybuchły, a bombera schwytano dość szybko. Pomimo wielkiej wrzawy medialnej, nikt nie zaproponował rozwiązań, które byłyby w stanie zapobiegać w przyszłości „terroryzmowi przez pocztę”.

Brokatem w złodzieja

YouTuber Mark Rober miał spory problem z paczkami znikającymi spod drzwi (kurierzy w USA nagminnie zostawiają przesyłki przed wejściem do domów). Skonstruował bombę, wyglądającą dokładnie jak paczka kurierska. Jej „wybuch” kończył się rozsypaniem dużej ilości brokatu i uwolnieniem dawki śmierdzącego gazu. Sam wybuch był niegroźny (stanowił tak naprawdę tylko zasłonę dymną), natomiast w zainstalowane w pudełku smartfony na żywo transmitowały rozwój wypadków. Rober śledził wędrówki skradzionych przesyłek i zidentyfikował złodziei. W pułapkę wpadali nawet sąsiedzi YouTubera. „Bombowy” żart przysporzył Roberowi mnóstwa frajdy i popularności w sieci.

Nie licz na policyjne poczucie humoru

Najmniejszą wyprodukowaną do tej pory bombą jądrową był Davy Crokett (W54): „grubasek” o długości 40 cm i średnicy niespełna 30 cm ważył około 23 kg. Teoretycznie można byłoby zmieścić go w standardowej paczce kurierskiej. Jeżeli jednak ktoś już by to zrobił, to raczej nie napisałby na pudełku „uwaga bomba termojądrowa w środku”, jak to zrobiła 24-letnia mieszkanka Tarnobrzega. Kurier przeczytał wiadomość i natychmiast powiadomił służby: zjechali się policjanci, strażacy i ruszyły trybiki procedur. Po rozpakowaniu paczki okazało się, że w środku znajdują się książki. Finał: autorce żartu groziło nawet 8 lat więzienia. I jak tu polegać na policyjnym poczuciu humoru?

Swoją droga ciekawe, czy gdyby na przesyłce było napisane „Bнимание! Tермоядерная бомба внутри!” albo to samo przy użyciu chińskiego pisma logograficznego, ktokolwiek zwróciłby uwagę na paczkę?